niedziela, 29 grudnia 2013

Essie Good To Go

Zabrałam się dziś za tworzenie mani i od razu zauważyłam, że pierwszy w mojej karierze top i wysuszacz w jednym essie good to go już dobił dna. W zapasie mam kolejny egzemplarz specyfiku tego typu, tym razem wybrałam jednak Sally Hansen Insta Dri. Zapraszam na kilka słów recenzji essie good to go.

Na wstępie zaznaczę, iż swój egzemplarz pochodzący z USA kupiłam na allegro za jakieś 25 zł. Z tego co się orientuję wersja na rynek polski cechuje się odmienną szatą graficzną. Niektórzy twierdzą również, iż ma inne (patrz gorsze) właściwości. Wracając jednak do mojej buteleczki wysuszacza do lakieru, mamy tutaj do czynienia ze szklaną flaszeczką o pojemności 15 ml. Pędzelek jest wąski, dzięki czemu bardzo łatwo równomiernie rozprowadzić preparat na płytce. Zapach jest typowo lakierowy, ale nie podrażnia dróg oddechowych czy oczu. Konsystencja jest dość rzadka, choć pod koniec użytkowania nieco zgęstniała, co nie stanowiło jednak żadnej przeszkody do dalszego stosowania preparatu. Top pięknie nabłyszczał lakiery wszelkiej maści bez ściągania lakieru przy końcówkach płytki. Co do przedłużania żywotności lakieru, to w mojej ocenie wszystko zależy od jakości użytej emalii kolorowej. I w końcu w kwestii wysuszania lakierów - essie działał naprawdę świetnie, do normalnych działań mogłam wracać po jakiś 5 minutach, bez obaw o nieestetyczne odciśnięcia na płytce. Tak jak wspomniałam na wstępie, teraz będę używać topu przyspieszającego wysuszanie Sally Hansen Insta Dri. Kupiłam go po prostu z ciekawości i z uwagi na stacjonarną dostępność. Wiem jednak, że do essie na pewno wrócę. Wspomnę też, że dziewczyna mojego brata nabyła już drugą buteleczkę tego preparatu, także mój zachwyt nad typ preparatem nie jest odosobniony.
Znacie top przyspieszający wysuszanie lakieru essie good to go? Może polecacie preparaty tego typu innych marek?



piątek, 27 grudnia 2013

Soap&Glory Butter Yourself

Witajcie po świątecznej przerwie :) Pod koniec listopada zaczęłam używać masła do ciała marki Soap&Glory o wdzięcznej nazwie Butter Yourself. O produktach tej marki czytałam na kilku blogach i nabrałam na nie strasznej ochoty. Produkty tej firmy niestety nie są dostępnie w naszym kraju stacjonarnie. Można jednak upolować coś drogą internetową bądź poprosić o przysługę innych, tak jak ja to uczyniłam :) Masło stosuję codziennie wieczorem, pozostała jeszcze jakaś 1/4 opakowania, czas zatem na recenzję.

 
 
Masło otrzymujemy w 300 ml plastikowym opakowaniu z zakrętką bez dodatkowego zabezpieczenia przed ciekawskimi macantami. Wygląd opakowań kosmetyków tej marki jest dość specyficzny, ale w mojej ocenie miły dla oka. W składzie znajdziemy wyciągi z pięciu owoców odpowiadających za ​​wygładzenie ciała i uczynienie skóry świeższą, gładszą i bardziej miękką. Prócz tego w składzie znalazły się kwasy AHA pomocne w bezpiecznym złuszczaniu martwych komórek naskórka i stymulacji odnowy skóry. Upakowano tu również masło shea, które zmiękcza skórę i wygładza ją oraz ekstrakt z fig, który nawilża i działa jako przeciwutleniacz. Masło nie zawiera parabenów i pochodnych ropy naftowej. Co do zapachu to producent wskazuje, iż znajdziemy tu nuty mrożonych yuzu, olejku pomarańczowego, zielonych fig i pomelo. Spodziewałam się zapachu cytrusów. Zapach jest jednak nieco odmienny, ale świeży i zmrożony, czuję tutaj pomelo i delikatną miętę. Aromat może początkowo wydawać się nieco męski, jednak mi bardzo przypadł do gustu. Konsystencja jest dość zbita, ale nietłusta.
 
 
 
 
Masło spisuje się u mnie znakomicie. Przy regularnym stosowaniu zauważyłam, że drobne przesuszenia na udach czyli martwy naskórek zniknęły, skóra jest dobrze nawilżona i jędrna. Mazidło bardzo szybko się wchłania, pozostawiając na skórze delikatną warstewkę ochronną. W tym kosmetyku pasuje mi absolutnie wszystko :) Jedynie życzyłabym sobie i Wam, aby kosmetyki Soap&Glory zawitały do Polski stacjonarnie. Masło kosztuje około 50-60 zł, w zależności od miejsca. Znacie kosmetyki Soap&Glory? Polecacie coś konkretnego z ich asortymentu?
 
INCI: Aqua (Water), Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, PEG-100 Stearate, Dimethicone, Phenoxyethanol, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Water, Carbomer, Caprylyl Glycol, Parfum (Fragrance), Citrus Sinensis (Orange) Peel Extract, Mentha Piperita (Peppermint) Oil, Citrus Reticulata (Mandarin) Leaf Oil, Propylene Glycol, Dipropylene Glycol, Ethylhexylglycerin, Tocopheryl Acetate, Hydroxyethylcellulose, Limonene, Potassium Hydroxide, Vaccinium Myrtillus Fruit/Leaf Extract, BHT, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder, Ficus Carica (Fig) Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane) Extract, Glyceryl Acrylate/Acrylic Acid Copolymer, Tetrasodium EDTA, Citrus Limon Fruit Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Flower Extract, Potassium Sorbate, Acer Saccharum (Sugar Maple) Extract, Coumarin, Sodium Citrate, Benzyl Alcohol, Citric Acid, Triethyl Citrate, Trisodium EDTA, Dehydroacetic Acid, CI 15510 (Orange 4), CI 14700 (Red 4) 

środa, 25 grudnia 2013

Wesołych Świąt!

Kochane Czytelniczki i Czytelnicy,

z okazji świątecznego czasu chciałabym przede wszystkim podziękować Wam za to, że czytacie bloga, komentujecie, chwalicie - to dla mnie bardzo ważne i cenne. Chciałabym również życzyć Wam udanego wypoczynku i wielu miłych chwil wśród najbliższych, radości z każdego dnia oraz uśmiechu na co dzień :)
 
Dagmara
 
 

niedziela, 22 grudnia 2013

Essie Blanc, Lovely Snow Dust nr 2 i Wibo WOW Effect Matte Glitter nr 1

Lakiery Lovely z serii Snow Dust wiodą w ostatnim czasie prym na blogach. Mnie udało się nabyć wszystkie trzy lakierowe egzemplarze - złotko, srebro i biel. Złoto i srebro kryją przy dwóch warstwach, ich obsługa nie nastręcza problemów. Inaczej jest jednak z bielą oznaczoną numerkiem 2. Przy jednej warstwie lakier jest ledwo widoczny na płytce, przy dwóch warstwach wcale nie jest lepiej, przy trzech warstwach jest już nieźle choć białe końcówki paznokci są widoczne. Tydzień temu do Koszalina zawitała drogeria Hebe i tym sposobem udało mi się nabyć dwa lakiery Essie - czarny Licorice i biały Blanc w cenie jednego. Dzisiejszy mani jest taką trochę składanką. Otóż pierwszą wersją była biel Essie i na serdecznym matowy, złoty top Wibo, pokryty Essie GTG. Po jednym dniu noszenia postanowiłam potraktować białą bazę Essie białaskiem Snow Dust. Wracając do samego Snow Dust do mamy tutaj perłową bazę, a w niej milion albo i dwa maleńkich biało-pastelowych (róż, błękit, zieleń) drobinek. Taka zimowa całość bardzo mi się podoba. Jak zapatrujecie się na taki zestaw?
 
 
 

  
 

czwartek, 19 grudnia 2013

PAT&RUB Olejek Rozświetlający

Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok zbliżają się wielkimi krokami. Zewsząd krzyczą do nas świąteczne reklamy, po ulicach kręcą się Mikołaje :) Dziś chciałabym przedstawić Wam ciekawy produkt naszego polskiego, naturalnego PAT&RUB, który swoim urokiem i charakterem wpisuje się w atmosferę Świat i karnawału. Ciekawy, bo wielofunkcyjny - pielęgnuje, upiększa, rozświetla. Zapraszam na recenzję.



Olejek otrzymujemy w szklanej 100 ml buteleczce z odkręcanym korkiem. Wydobycie "płynnego złota" z butelki nie nastręcza żadnych problemów. Produkt pochodzi z linii SUN FUN, która zapewnia olśniewającą porcję lata każdego dnia. Upiększający olejek do ciała i twarzy skomponowany został z najlepszych tłoczonych na zimno olejów oraz naturalnych rozświetlających cząsteczek mineralnych. Odżywia, regeneruje i chroni skórę, a mieniące się drobinki minerałów dodają skórze słonecznych refleksów.
Kompozycja:         
  • olej babassu*– uelastycznia, nawilża, jest naturalnym filtrem UV,
  • olej z oliwek* – wygładza i koi,
  • olej sezamowy* - uelastycznia, nawilża, naturalny antyoksydant,
  • olej z pestek winogron* – źródło przeciwutleniaczy,
  • naturalna witamina E* – wygładza, ujędrnia, natłuszcza i nawilża,
  • silica* – oczyszcza, pozwala olejkowi na szybsze wchłanianie,
  • mika* – rozświetla;
*surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym



Olejek jest bardzo bogato upakowany złotymi drobinami, co czyni go dość gęstym, ale wciąż płynnym, przy czym w mojej ocenie to jest jego zaleta. Po dokładnym rozprowadzeniu specyfiku na skórze, na moje oko, ujawniają się również lekko srebrne akcenty drobinek. Co do zapachu to jest on dość wyraźny i bardzo podobny do aromatu serii hipoalergicznej. Dla osób, które nie znają linii hipoalergicznej, określiłabym zapach olejku jako świeży, ale przy tym delikatnie słodkawy. Specyfik nie bronzuje skóry, a subtelnie ją rozświetla i ożywia. Efekt końcowy jest bardzo delikatny i przyjemny dla oka oraz nosa. Olejek możemy stosować do ciała, włosów i twarzy, także pole do popisu jest duże. Osobiście stosowałam preparat jedynie do ciała, choć myślę, że efekt na twarzy byłby równie ładny i delikatny, jak ten na ciele. Osobiście nie stosuję tego produktu na co dzień z uwagi na złote drobiny. I tutaj mam dla Was dobrą informację potwierdzoną u producenta - olejek ma długi termin ważności, bowiem w jego przypadku należy kierować się datą ważności nadrukowaną na opakowaniu. W mojej sytuacji jest to 14 października 2015 r., także na pewno uda mi się go zużyć. Skóra po użyciu olejku jest bardzo miękka i nawilżona bez efektu tłustości.
Jakiś czas temu prezentowałam na blogu słynny olejek Nuxe OR, KLIK. Czym oba egzemplarze różnią się od siebie? Otóż olejek PAT&RUB ma w sobie więcej złotych drobinek, przez co też jest bardziej gęsty i nie spływa. Zapachy obu są odmienne - Nuxe to jaśmin, natomiast PAT&RUB pachnie bardziej świeżo. Za rozświetlenie w obu przypadkach odpowiada mika. Co ciekawe, w składach znajdziemy zupełnie inne mieszanki olejów, przy czym efekt pielęgnacyjny odpowiada mi tak samo w obu przypadkach. W mojej ocenie oba olejki są świetne, oba pięknie rozświetlają i pielęgnują, oba są tak samo bliskie memu sercu :)
Olejek rozświetlający PAT&RUB można nabyć w sklepie internetowym PAT&RUB w cenie regularnej 89,00 zł, przy czym aktualnie jest w promocji i kosztuje 71,20 zł. Ponadto stacjonarnie jest dostępny w Sephorze. Myślę, że to świetna propozycja na czas Świąt, karnawału, a potem już wiosennych i letnich stylizacji. Znacie olejek rozświetlający PAT&RUB?





INCI: Olive (Olea Europaea) Oil, Orbignya Oleifera Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Decyl Cocoate, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil, Silica, Mica, CI 77019, CI 77491, CI 77492, CI 77891, Parfum, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Bomb Cosmetics Scrubology

Peelingi do ciała uwielbiam :) Cenię szczególnie te, które zdecydowanie usuwają martwy naskórek, ładnie pachną, a przy tym wszystkim pozostawiają na skórze ochronną warstewkę. Jakiś czas temu zamówiłam przy promocyjnych wiatrach w sklepie Homedelight peeling do ciała Scrubology (cena regularna 39,90 zł) i masło do ciała Coco Beach z 30% masła shea (cena regularna 39,90 zł), KLIK. Dziś czas na recenzję peelingu Scrubology marki Bomb Cosmetics.

 
 
Scrub zapakowano w przyjemne dla oka, kolorowe opakowanie z plastiku o pojemności 365 ml. Mam małe zastrzeżenia co do wieczka - bardzo ciężko je zdjąć i założyć, a przy okazji można sobie uszkodzić paznokcie. Poza tym reszta jest w porządku. Co ważne - produkt możemy zużyć do ostatniego kryształka cukru/soli.
Co o peelingu mówi producent? Według niego to drobnoziarnisty, naturalny peeling na bazie oleju ze słodkich migdałów oraz sezamowego, z dodatkiem naturalnych olejków eterycznych, które dodadzą skórze blasku. Scrub pod prysznic ma subtelny i lekko słodki, kwiatowy aromat. Oleista baza sprawi, że po dokładnym oczyszczeniu ciała z martwego naskórka, peeling dodatkowo pozostawi na nim cudownie jedwabistą warstwę odżywczego olejku, która pozostanie nawet po kąpieli, nawilżając i wygładzając skórę. Zapach, który kosmetyk pozostawi na skórze, to ekskluzywne, kwiatowo-piżmowe nuty skomponowane z luksusowych akordów heliotropu i kwiatów bzu, białych fiołków i ylang ylang, otulonych warstwami jedwabistych piżm. Wanilia i delikatne nuty drzewne wypełniają bazę aromatu, podczas gdy odrobina bergamotki odświeża górną jego nutę. Osobiście określiłabym zapach na dość ciężki, słodko-pudrowo-drzewny, ale naturalny, bez grama chemii. Mi ten zapach bardzo odpowiada, na zimę jest w sam raz.
Peeling jest dość zbity, przy czym jego wydobycie nie nastręcza trudności. Ważne, aby przed użyciem, dokładnie go wymieszać, bowiem olejki lubią osadzić się na dnie opakowania.


 
 
 
Jak peeling sprawdził się u mnie? Otóż jestem z niego bardzo zadowolona. Po pierwsze muszę wspomnieć o drobinkach ściernych - są bardzo ostre i drobne, dzięki czemu wspaniale usuwają martwy naskórek. Po drugie producentowi udało się bardzo dobrze wywarzyć ilość olejków w stosunku do soli i cukru - drobinki ścierne nie toną w olejkach i odwrotnie, w związku z czym scrub przyjemnie trzyma się ciała i nie spada niewykorzystany. Po trzecie ciało po użyciu peelingu pozostaje przyjemnie nawilżone i w najgorszym wypadku możemy darować sobie użycie masła czy balsamu, choć ja osobiście nigdy nie rezygnuję z tego kroku. W mojej ocenie wszystkie obietnice producenta zostały spełnione, z czego osobiście bardzo się cieszę :) Działanie tego peelingu przypomina mi działanie Talasso-Scrubu z Collistara, o którym pisałam TUTAJ, przy czym zapachy są odmienne. Myślę, że to podobieństwo wynika z obecności w składach obu wyżej wymienionych cukru, soli i olejku ze słodkich migdałów. Co do składów, to warto również wspomnieć, iż w składzie Scrubology nie znajdziemy ciekłej parafiny, w zamian za co otrzymujemy naturalne oleje ze słodkich migdałów, kory cedru czy kwiatów róży stulistnej. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić Wam ten peeling. Znacie peelingi Bomb Cosmetics? 
 


sobota, 14 grudnia 2013

Korres Oczyszczająca maska z wyciągiem z granatu

Jakiś czas temu, korzystając z kuponu gazetowego, nabyłam w Sephorze Oczyszczającą maskę z wyciągiem z granatu marki Korres w cenie około 30-40 zł. To moje pierwsze spotkanie z produktami tej greckiej marki, produkującej kosmetyki naturalne. Produkt skierowany jest do posiadaczek cery tłustej i mieszanej. Sucha skóra mojej twarzy w ostatnim czasie stała się bardzo kapryśna, szczególnie w strefie T. Dodatkowo mam kilka naczynek na policzkach, w związku z czym zrezygnowałam z peelingów mechanicznych na rzecz enzymatycznych. W celu bardziej dogłębnego oczyszczenia twarzy, jakoś tak intuicyjnie, stosuję rzeczony peeling enzymatyczny i kolejno maskę z glinką. Co z tego wyszło? Zapraszam na recenzję.
 

 
Produkt otrzymujemy w małej, bo 16 ml tubce z miękkiego plastiku. Ujście tubki zabezpieczone było dodatkowo przed macantami folią aluminiową, także duży plus dla producenta. Tubka umieszczona była w papierowym kartoniku ze wszelkimi niezbędnymi informacjami, także w języku polskim. Wygląd opakowania bardzo mocno przypadł mi do gustu.
Maska zawiera w składzie białą glinkę, która posiada właściwości ściągające skórę. Usuwa nieczystości oraz głęboko oczyszcza skórę, pozostawiając ją czystą i promienną. Ekstrakt z granatu, bogaty w tainy, zwęża pory i odnawia skórę. Cynk reguluje wydzielanie sebum, działa antybakteryjnie oraz przywraca równowagę tłustej skórze. Tyle od producenta. Co do zapachu to jest on bardzo delikatny, określiłabym go mianem kwiatowego. Wyczuwam go jedynie przy nakładaniu i zmywaniu maski. Maska jest biała. Bardzo przyjemnie nakłada się ją na twarz, przy czym zasycha dość szybko, w związku z czym traktuję twarz wodą termalną Uriage.

 

Tak jak wspominałam na początku, to moje pierwsze spotkanie zarówno z marka Korres, jak i z maską na bazie glinki. Powiem Wam, że chyba pierwszy raz w życiu tak mocno odczułam efekt działania kosmetyku. Otóż stosuję maskę zgodnie z zaleceniem producenta - raz w tygodniu, jakoś od połowy października. Maska wystarczyła mi na 8 użyć, myślę, że jeszcze na raz lub dwa wystarczy. Skóra po zastosowaniu kosmetyku jest rozjaśniona, a pory oczyszczone. Twarz absolutnie nie jest ściągnięta. Co więcej, drobne niedoskonałości szybciej się goją, a wydzielanie sebum w strefie T jest znacznie zmniejszone. Podkreślenia jednak wymaga, iż moja cera nie jest typowo tłusta, nie borykam się też z poważnymi niedoskonałościami, także nie wiem jak maska zadziałałaby w grupie docelowej. Polecam Wam bardzo tę maskę i jednocześnie zachęcam do stosowania masek z glinką. Osobiście jestem zupełnie zielona w tym temacie, ale o glince białej mogę już coś powiedzieć :) Nabyłam już kolejną maskę z glinką, tym razem marki Orientana, którą pokazywałam TUTAJ. Do tej Korresowej na pewno jednak wrócę - nabędę ją podczas promocji. Na uwagę zasługuje również bardzo przyjazny skład maski - nie znajdziemy tu m.in. składników pochodzących z przerobu ropy naftowej, silikonów, parabenów, glikolu propylenowego, PEGów, alkoholu.
 
Polecacie szczególnie jakiś konkretny produkt marki Korres? Chętnie poczytam również w komentarzach o Waszych ulubionych maskach oczyszczających na bazie glinki.
 
 

czwartek, 12 grudnia 2013

Nówelaski

Strasznie lubię czytać u Was posty w temacie co nowego zasiliło Wasze kosmetyczne zbiory. W ostatnim czasie trochę nowości wpadło i u mnie, więc dziś post nówelaskowy. Zapraszam.
 
 
Powyższa gromadka kosmetyków i świeca to wygrana w rozdaniu u Ani, która prowadzi bloga Szajbuska Lakierowo-Kosmetyczna. Udało mi się zdobyć masło Truskawki ze śmietaną, peeling Czarna Porzeczka, balsam i scrub do ust, mydełko glicerynowe i świecę o zapachu grejpfruta i nektarynki - wszystko marki Bomb Cosmetics. Całość przybyła do mnie pięknie zapakowana. Pozdrawiam Cię Aniu serdecznie i jeszcze raz dzięki :)
 
 
W obawie o zakończenie sprzedaży limitowanej serii otulającej marki PAT&RUB, mój Mąż zafundował mi całą serię. Zima mi nie straszna, będę się otulać ;)
 
 
O kosmetykach Soap&Glory krążą w sieci legendy. Gdy tylko nadarzyła się okazja nabycia wspomnianych, postanowiłam działać. Za sprawą Kasi z Obsession Blog i Marty z Beautyness udało mi się wejść w posiadanie kremu do rąk Hand Food, Breakfast Scrubu i masła do ciała Butter Yourself. Aktualnie w użyciu mam pierwszą i ostatnią pozycję i jestem z nich bardzo zadowolona.
 
 
Jakiś czas temu nabyłam maseczkę oczyszczającą z granatem marki Korres na bazie glinki KLIK. Maska Korres dobija dna, recenzja pojawi się na dniach. Działanie glinki spodobało mi się jednak na tyle, że postanowiłam kupić kolejną maskę tego rodzaju. Korzystając z DDD nabyłam w Orientanie maskę z glinki Migdał i Szafran. Czytałam o niej kilka pochlebnych recenzji, mam nadzieję, że u mnie również się sprawdzi.
 
 
Moje usta zimą wymagają szczególnej uwagi. Szybko pierzchną, pękają. Od jakiegoś miesiąca przebąkiwałam o balsamie do ust Nuxe z serii Reve de Miel. Mikołaj był na tyle sprytny, że ubiegł mnie w zakupie :)
 
 
Dobija dna mój ulubiony peeling do ust PAT&RUB w wersji pomarańczowej. Mój Mikołaj w tym wypadku również wykazał się sprytem i zaopatrzył mnie tym razem w wersję różaną.
 
 
 
 
 
Na koniec pomadkowo-lakierowo-cieniowe zakupy z Rossmanna, które odbyły się pod znakiem -40% na kolorówkę. Naustne to matowa Rimmel Lasting Finish Matte by Kate Moss w kolorze 104, lekka Maybelline Color Whisper  w kolorze 120 Petal Rebel i również lekka L'Oreal Rouge Caresse w kolorze 402 Hypnotic Red. Cień to dobrze znany i lubiany Color Tattoo 24H w kolorze On and On Bronze. Lakiery do paznokci to czerwień Rimmel Salon Pro z numerem 703 Rock N Roll, matowe glittery Wibo - złoto, które pokazywałam już TUTAJ oraz srebro, i na koniec kolorowy glitter z przewagą różu w kolorze Rockstar Pink  od Sally Hansen.
Trochę tego przybytku jest :) Znacie którąś z moich nowych propozycji kosmetycznych? Piszcie w komentarzach, chętnie poznam Wasze opinie.

wtorek, 10 grudnia 2013

PAT&RUB Mleczna Mgiełka Relaksująca

Mleczna mgiełka relaksująca? Co to za wynalazek? Te i inne pytania nasunęły mi się, gdy pierwszy raz chwyciłam poręczne opakowanie z atomizerem naszej polskiej marki PAT&RUB. Będziemy próbować, pomyślałam i od słów przeszłam do czynów. Polubiliśmy się? Jak myślicie?


O tym, że jestem strasznym sucharkiem już wiecie. Piszę o tym często. Moja skóra potrzebuje porządnej dawki nawilżenia, szczególnie wieczorem. Mleczko w sprayu? To nie może się udać, pomyślałam. Zacznijmy jednak od tego, co o produkcie mówi sam producent. Otóż PAT&RUB przedstawia produkt jako leciutkie mleczko do ciała o relaksującym aromacie z aloesem i olejem arganowym. Forma mgiełki sprawa, że użycie mleczka jest bardzo wygodne, a wchłanianie w skórę natychmiastowe. Surowce użyte w kompozycji mgiełki nawilżają i odświeżają. Mgiełka zawiera odżywczy i kojący sok z aloesa oraz olej arganowy o właściwościach anti-aging. Producent rekomenduje mgiełkę do całego ciała i dłoni. Mgiełka pachnie relaksująco trawą cytrynową i kokosem - zapach naprawdę wycisza i relaksuje.
Kompozycja mgiełki:
  • ekstrakt z aloesu* - nawilża, koi
  • olej arganowy* – odżywia, nawilża, łagodzi, chroni
  • olej słonecznikowy* - wzmacnia, zmiękcza, wygładza
  • gliceryna roślinna* – nawilża
  • betaina roślinna* – nawilża
  • naturalny aromat z olejków eterycznych*
*surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym


Mgiełkę umieszczono w 125 ml półprzezroczystym, plastikowym opakowaniu z atomizerem. Atomizer dozuje produkt prawidłowo - tworzy delikatną mgiełkę przez co produkt jest bardzo wydajny. Bardzo podoba mi się naturalny skład produktu, który w przypadku produktów PAT&RUB jest normą - nie znajdziemy w składzie pochodnych ropy naftowej, silikonów, glikolu propylenowego, PEGów, sztucznych konserwantów czy barwników.


Teraz czas na moją opinię o produkcie. Otóż mgiełka sprawdziła się u mnie znakomicie. Znalazłam wiele zastosowań dla tego cudeńka. Po pierwsze używam jej do ciała rano, kiedy się śpieszę i nie mam czasu czekać aż balsam się wchłonie. Po drugie traktuję nią twarz bez obawy o wysyp nieprzyjaciół - używam jej wieczorem pod krem, zamiast toniku. Mgiełka przyjemnie nawilża cerę i delikatnie ją ujędrnia. Po trzecie używam mgiełki do włosów - spryskuję wilgotną po myciu  czuprynę. Mgiełka zmiękcza kosmyki i dodaje im blasku, mam wrażenie, że zyskują również na objętości. Podsumowując, mleczna mgiełka relaksująca to u mnie produkt uniwersalnym o wielu zastosowaniach. Polubiliśmy się bardzo. Myślę, że latem sprawdzi się również jako miły gadżet służący odświeżeniu podczas upałów na plaży czy w domu.
Mgiełkę można nabyć w sklepie internetowym PAT&RUB czy stacjonarnie w Sephorze w cenie 45 zł.
Znacie mleczne mgiełki do ciała PAT&RUB? Co sądzicie o takiej formie nawilżacza?


INCI: Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Betaine, Sunflower Fatty Acids Polyglyceryl-3 Esters Citrate (and) Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Glycerin, Isoamyl Laurate, Parfum, Argania Spinosa Kernel Oil, Bentonite, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Xanthan Gum, Sodium Phytate, Citral, Geraniol, Linalool, Citronellol, D-Limonene

niedziela, 8 grudnia 2013

Yes To Blueberries Intensive Moisturizing Night Repair Cream

W ostatnim poście pokazywałam krem z serii Yes To Blueberries na dzień. Dziś o jego koledze na noc. Zapraszam do poczytania.
 
 
Krem nawilżający intensywnie regenerujący łączy w sobie antyoksydacyjne właściwości bogatych owoców ze specjalnymi składnikami, które pomogą zwalczać pierwsze oznaki starzenia. Ponadto pomaga poprawić jędrność skóry, a dodatkowo chroni ją i odżywia. Główne składniki pochodzenia naturalnego to:
  • sok z jagód - bogaty w przeciwutleniacze, m.in. witamina C, które pomagają w walce z wolnymi rodnikom, które mogą spowodować uszkodzenie mikrostruktury skóry;
  • masło shea - utrzymujący wilgoś w skórze emolient, który wygładza i nawilża skórę;
  • ekstrakt z noni - ekstrakt z egzotycznych owoców, który pomaga uspokoić, skórę i chronić ją od niekorzystnych warunków środowiskowych;
  • olej z nasion słonecznika - pomaga skórze zachować wilgoć i nawilżenie, zapewniając barierę ochronną na powierzchni skóry.
 
Krem zamknięto w wygodnym opakowaniu typu airless z pompką. Szata graficzna produkt jest miła dla oka, przy czym większość informacji jest w języku angielskim. Konsystencja kremu jest dużo bardziej gęsta niż tego na dzień i bardziej tłusta, ale szybko się wchłania i pozostawia na skórze przyjemną powłoczkę. Zapach jest tożsamy z zapachem kremu na dzień.
 
 
 
Powyżej porównanie konsystencji kremów na noc (niżej) i na dzień (wyżej).
Krem sprawdził się u mnie równie dobrze jak krem na dzień, przy czym dzisiejszy bohater ma silniejsze właściwości nawilżające i natłuszczające. Co do ujędrnienia to jest ono zauważalne, ale nieco słabsze niż w przypadku dzienniaka. Jedyny minus kremu jest taki, iż czasami podrażniał moje naczynka znajdujące się na szczytach kości policzkowych. W związku z powyższym przed nałożeniem kremu traktowałam całą twarz wodą termalną Uriage i problem zniknął. Myślę, że spotkamy się z tymi kremami ponownie za jakiś czas. Mam też chęć na wersję marchewkową. Znacie może? Produkt kupiłam w Sephorze za około 30 zł - podczas promocji, które często obejmują asortment Yes To...
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
SZABLON BY: PANNA VEJJS.