czwartek, 30 stycznia 2014

Uriage Woda termalna


Dziś o produkcie, którego używam już od dłuższego czasu i nie wyobrażam sobie sytuacji, aby zabrakło go w mojej pielęgnacji. Wód termalnych mamy na rynku sporo, jednak Uriage wyróżnia się tym, że nie trzeba osuszać z niej twarzy. Dla mnie to spore ułatwienie. 
 

Produkt rekomendowany jest jako idealny środek do codziennej pielęgnacji. Woda termalna Uriage jest unikalna ze względu na swoją izotoniczność i skład mineralny. Jest to jedyna taka woda termalna, nie wymagająca osuszania po aplikacji. Produkt Uriage pozwala zachować równowagę osmotyczną i integralność komórek naskórka. Dzięki tej właściwości po spryskaniu skóry wodą termalną Uriage nie osuszamy jej, pozwalając minerałom na działanie.


Moja wersja to 150 ml flaszka z atomizerem, który rozpyla wodę w delikatną mgiełkę. Biało-niebieska całość prezentuje się bardzo przyjemnie. Wcześniej używałam wód termalnych innych marek, ale po Uriage sięgnęłam skuszona informacją, iż nie trzeba osuszać z niej twarzy. Produktu używam codziennie rano pod krem, w roli toniku, a wieczorem sporadycznie. Lubię potraktować nią makijaż, ale głównie latem. Jak woda działa na moją cerę? Otóż parę miesięcy temu moja bardzo sucha skóra postanowiła pokazać co potrafi - wysyp i delikatne błyszczenie w strefie T stało się codziennością. Postanowiłam rozprawić się z tym. Zaopatrzyłam się w krem La Roche-Posay Effaclar Duo i właśnie wodę termalną Uriage. Ten duet widocznie poprawił stan mojej skóry. Niedoskonałości zniknęły, nowe nie pojawiają się. Jest już prawie tak, jak wcześniej. Wodę termalną polubiłam do tego stopnia, że została ze mną na stałe. Koi moją skórę, nawilża ją i uspokaja. Świetnie odświeżała skórę latem. To produkt, który naprawdę działa, także polecam się z nim zapoznać. Wodę termalną Uriage można kupić w aptekach. Ceny są różne od 20 - 40 zł za 150 ml.
Używacie wody termalnej? Która marka sprawdza się u Was?

wtorek, 28 stycznia 2014

Pharmaceris H-Keratineum Skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych

O szamponach do włosów i żelach pod prysznic nie piszę prawie wcale, a to dlatego, że zużywam tego sporo i różnej maści, zarówno tych drogeryjnych jak i o bardziej naturalnych składach. Dzisiaj jednak zrobię wyjątek i napiszę o ciekawym szamponie do włosów osłabionych Pharmaceris.
 
 
Szampon przeznaczony jest do codziennej pielęgnacji włosów osłabionych, z tendencją do wypadania, normalnych i przetłuszczających się czyli dokładnie mój włosowy profil. Teraz kilka słów o obietnicach producenta. Mianowicie wyciąg z liści czerwonych winorośli zawierający wysokie stężenie witaminy P i związki polifenolowe znacząco wpływa na lepsze odżywienie cebulek włosów. Flawonoidy wspomagają ich odporność i przyspieszają naturalny wzrost. Prowitamina B5 chroni włosy przed szkodliwym działaniem czynników atmosferycznych. Szampon posiada pH neutralne dla skóry. Szampon intensywnie wzmacnia włosy, zapobiega ich wypadaniu i rozdwajaniu się końcówek. Po zastosowaniu włosy mają naturalny połysk, łatwo się rozczesują i są bardziej podatne na układanie. Obietnice brzmią świetnie, ale jak jest w rzeczywistości?
 
 
Produkt otrzymujemy w 250 ml, tradycyjnym dla kosmetyków Pharmaceris, opakowaniu z plastiku. Etykieta szamponu podoba mi się bardziej niż etykiety np. mleczka czy toniku, o których pisałam jakiś czas temu KLIK. Opakowanie, opakowaniem, a co w nim? Otóż w środku znajduje się gęsty szampon o rdzawym kolorze i cudnym zapachu, który jest bardzo trudny do opisania. Tym specyfikiem myłam włosy i skórę głowy naprzemiennie z innym szamponem o łagodniejszym składzie, w sposób zgodny z zaleceniem producenta czyli pozostawiałam pianę na głowie około 1-2 minut po czym obficie spłukiwałam wodą. Moja czupryna pokochała ten szampon od pierwszego użycia. Włosy po nim są gładkie, miękkie i bardziej mięsiste, a skóra głowy nawilżona. Co do samego ograniczenia wypadania to używam również wcierkę Jantar, także trudno mi tutaj mówić o samodzielnym działaniu szamponu, niemniej jednak wypadanie zmniejszyło się do normalnej ilości. Aktualnie mam w zapasie dwa szampony włoskiej marki Equilibra, jednak po ich zużyciu planuję trzymiesięczną kurację waśnie z użyciem Pharmaceris H-Keratineum. Muszę też wspomnieć, że produkt jest bardzo wydajny.
 
Szampon kupiłam w jednej z aptek w cenie około 24 zł. Znacie H-Keratineum? Polecacie inne szampony Pharmaceris?
 

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Betaine, Propylene Glycol, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Coco-Glucoside, Panthenol, Polyquaternium-10, Camellia Sinensis Leaf Extract, Dicaprylyl Ether, PEG-18 Glyceryl Oleate / Cocoate, Lauryl Alcohol, Butylene Glycol, Vitis Vinifera (Grape) Leaf Extract, Citric Acid, Disodium EDTA, Zingiber Officinale (Ginger) Root Extract, Polysorbate 20, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Parfum, CI 16035, CI 19140, CI 60730

niedziela, 26 stycznia 2014

Essie Ethernal Optimist i Essie A Cut Above

Przygodę z lakierami Essie dopiero zaczynam, ale już wiem, że będę systematycznie powiększać swoją kolekcję :) Dziś zapraszam na prezentację koloru Ethernal Optimist ze stałej oferty i A Cut Above z glitterowej serii luxeffects. Ethernal Optimist to iście pudrowy róż, bardzo ładny i delikatny. W słońcu wygląda bardziej jak nude, jednak w rzeczywistości to róż. Kryje przy dwóch warstwach. A Cut Above to bezbarwna baza, w której pływa cała masa sześciokątów i mniejszego brokatu w stonowanym różowym kolorze. Zapraszam do oglądania, dajcie znać, co myślicie o tym mani.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Wyniki rozdania!

Bardzo dziękuję wszystkim za udział w rozdaniu :) Nie będę przedłużać - nagroda jest niestety tylko jedna i wędruje do:


Gratuluję serdecznie i już wysyłam do Ciebie maila z informacją. Pozostałym życzę szczęścia w kolejnym rozdaniu, które na pewno się pojawi.

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdaniowa przypominajka!

Zachęcam do wzięcia udziału w rozdaniu, które kończy się jutro o godzinie 23:00. Zapraszam :)

http://cosmeticinfinity.blogspot.com/2014/01/rozdanie-alverde-i-p2.html

czwartek, 23 stycznia 2014

Soap&Glory The Breakfast Scrub

Zbierałam się do napisania tego posta dość długo, sama nie wiem dlaczego. Otóż jakiś czas temu trafiły do mnie trzy produkty marki niedostępnej u nas stacjonarnie, mianowicie chodzi o Soap&Glory. W grudniu pisałam o maśle Butter Yourself, które bardzo mocno polubiłam KLIK. Dziś przyszedł czas na recenzję peelingu The Breakfast Scrub. Zapraszam.
 

Peeling zamknięto w 300 ml słoiku z przezroczystego plastiku z różową zakrętką. Całość znajdowała się w tekturowej "opasce", na której umieszczono wszelkie niezbędne informacje o produkcie. Wygląd oceniam jako bardzo przyjemny dla oka. W składzie znajdziemy ekstrakt z bio cupuacu, banany, migdały, masło shea i miód. Zapach syropu klonowego umila stosowanie peelingu, choć ja niestety wyczuwam również nieco chemiczną woń przy zmywaniu preparatu z ciała. Wczoraj jednak doszłam do wniosku, że to może być zapach soli, która wraz z cukrem i zmielonymi ziarnami owsa odpowiada za złuszczanie martwego naskórka.
 
 
 
 
Peeling należy do kategorii bardzo ostrych, w związku z czym stosuję go przeważnie raz na tydzień. Produkt świetnie złuszcza martwy naskórek, a przy tym nie wysusza skóry, ale też nie natłuszcza jej zbyt mocno, w związku z czym po zabiegu peelingującym traktuje skórę odżywczym masłem. Scrub jest bardzo wydajny, mała ilość wystarczy na pokrycie nim całego ciała. Co ważne, cukier i sól nie rozpuszczają się zbyt szybko, w związku z czym możemy spokojnie raczyć się zapachem peelingu bez obawy o niedokładne złuszczenie martwego naskórka. Podsumowując, polubiłam bardzo ten peeling, ale z uwagi na to, że uwielbiam próbować nowości, aktualnie mam ochotę na wariant Sugar Crush oraz Flake Away oczywiście marki Soap&Glory. Znacie je?
 
Peeling kosztuje około 40-50 zł w zależności od miejsca.
  
INCI: Glycerin, Sodium chloride, Maris sal (Sea salt), Sucrose, Glyceryl stearate, Polysorbate 20, Caprylic/capric triglyceride, Butylene glycol, PEG-100 stearate, Hydrated silica, Avena sativa (Oat) kernel meal, Aqua (Water), Butyrospermum parkii (shea) butter, Parfum (Fragrance), Benzyl benzoate, Theobroma grandiflorum seed powder, Dipropylene glycol, Mel (Honey), Prunus amygdalus dulsis (sweet almond) seed extract, Musa sapientum (Banana) fruit extract, Benzyl alcohol, Phenoxyethanol, Denatonium benzoate, Benzoic acid. 

wtorek, 21 stycznia 2014

Nówelaski

Dziś chciałam pokazać Wam parę nowości, które w ostatnim czasie zawitały w moje progi. Ostrzegam, że trochę się tego uzbierało - miałam urodziny, dopisało mi szczęście w rozdaniu, noworoczne wyprzedaże sprzyjały zakupom, no i bliscy wrócili z Australii. Zapraszam zatem do obejrzenia tego, czego recenzje w najbliższym czasie będą pojawiały się na blogu.
 
 
Produkty Caudalie kusiły mnie od dawna. W końcu udało się nabyć na allegro krem pod oczy i maskę nawilżającą w bardzo przystępnych cenach. 
 
 
Produkty włoskiej maski Equilibra udało się dorwać w aptece doz.pl. Olejek już jest w użyciu, szampony czekają na swą kolej. 
 
 
W ostatnim czasie poszukiwałam dobrego serum. Trafiłam na kilka pochlebnych recenzji żurawinowego serum polskiej marki kosmetyków naturalnych GoCranberry. Przy okazji do koszyka wpadł krem pod oczy. Oba produkty są już w użyciu, także recenzje niebawem.
 
 
Maska oczyszczające Phenomé to bardzo ciekawy i nietypowy produkt. W niedzielę miał u mnie swą premierę, recenzja niebawem. Zdradzę jedynie, że rozumiem wszelkie zachwyty nad tym cudakiem.
 
Cała powyższa gromadka to prezenty urodzinowe od L., przy czym konsultacje w zakupach trwały na bieżąco :]
 
 
Sephorowe kosmetyki do kąpieli, pod prysznic i do balsamowania w wersji borówkowej lubię za fajny zapach.
 
 
Balsam do rąk PAT&RUB w wersji orzeźwiającej, peelingujący krem do mycia twarzy z Yes To Carrots i matujący anty-niespodziankowy nawilżacz Sephora. Co do tego ostatniego to jestem ciekawa czy będzie lepszy od swoich kolegów, o których pisałam TUTAJ.
 
 
Balsam do ust w kredce i zestaw lakierów Nails Inc. Powyższa gromadka pielęgnacyjno-lakierowo-błyszczykowa to prezenty urodzinowe od Natalii :*
 
 
Powyższy zestaw to wygrana w rozdaniu u Myś Pyś. Zestaw do włosów Balea czeka na swą kolej :)
 
 
W homedelight.pl uzupełniłam woskowe zapasy, które ostatnimi czasy dobijały dna. Przy okazji wpadło malinowe masło pod prysznic Bomb Cosmetic i solne granulki o zapachu aloesu, które już znalazły zastosowanie w odkurzaczu :) Teraz odkurzaniu towarzyszy piękny zapach.
 
 
No i coś dla mnie ode mnie :) Świetne sephorowe przeceny spowodowały, że zaopatrzyłam się w masło i peeling z serii orzeźwiającej oraz masło, peeling i mini krem z serii Home SPA, na którą miałam wielką ochotę. Wszystko z fabryki PAT&RUB.
 
 
 
Moja lakierowa kolekcja powiększyła się o pięć nowych propozycji essie - Naughty Nautical i A Cut Above z pierwszego zdjęcia kupiłam w świetnych cenach na allegro, Bordeaux, Ethernal Optimist i Sole Mate nabyłam w hairstore.pl.
 
 
 
No i na koniec pielęgnacyjne nowości australijskiej marki kosmetyków organicznych Sukin, które przyleciały do mnie za sprawą mojej Mamy, która parę dni temu wróciła z gorącej Australii. Na pierwszym zdjęciu nawilżający szampon i odżywka do włosów, a na drugim coś do twarzy - nawilżający krem, rewitalizujący scrub i oczyszczająca maska glinkowa.
 
Sporo się tego uzbierało, nie przeczę, ale przy moim zamiłowaniu do używania kosmetyków wiem, że zużycie tego wszystkiego pójdzie mi całkiem sprawnie :)

niedziela, 19 stycznia 2014

Phenomé Głęboko regenerująca maska do włosów

Maskę do włosów stosuję przeważnie raz w tygodniu, podczas niedzielnego rytuału pielęgnacyjnego. Moje włosy nie są jakoś specjalnie zniszczone, nie farbuję ich, na co dzień nie spinam w żaden sposób. Jedyna krzywda, jaka im się dzieje to suszenie suszarką co drugi dzień. Staram się jednak suszyć tylko chwilę, po czym pozostawiam czuprynę do samodzielnego wyschnięcia. Dziś chciałam Wam przedstawić naturalną maskę do włosów marki Phenomé, którą aktualnie używam.
 
 
 
Producent opisuje maskę jako doskonały preparat, szczególnie rekomendowany do włosów suchych i zniszczonych, który pomaga zapewnić trwałą ochronę powierzchni włosa na całej jego długości. Opracowany na bazie naturalnych ekstraktów, organicznych olejów oraz ekologicznych wód roślinnych, wnika pomiędzy łuski włosa, odbudowując jego strukturę i zapewniając mu doskonałe nawilżenie, wzmocnienie i wygładzenie. Włosy odzyskują miękkość, witalność oraz połysk, stają się zdrowsze, podatne na układanie i stylizację.
 
Składniki aktywne:
  • wody roślinne - dostarczają niezbędnych witamin i minerałów,
  • proteiny z pszenicy - odżywiają, nawilżają, przywracają włosom ich naturalną strukturę,
  • olej buriti - nawilża, koi i wygładza, działa antyoksydacyjnie,  
  • masło shea - optymalnie nawilża oraz zmiękcza włosy, wykazuje właściwości naprawcze i łagodzące, 
  • wyciąg z owoców goji - dodaje witalności i energii, działa przeciwutleniająco,
  • organiczne oleje: jojoba, migdałowy, kokosowy - doskonale odżywiają, nawilżają, zmiękczają i wygładzają łuskę włosa,  
  • ekstrakt z owoców noni - odżywia, wzmacnia, działa antyoksydacyjnie, 
  • wyciąg z rumianku - działa łagodząco i przeciwzapalnie;
 
 
Preparat pachnie przyjemnie, wyczuwam nuty cytrusowo-roślinnie. Konsystencja jest gęsta, ale przy tym bezproblemowo się ją aplikuje. Maskę zamknięto w 150 ml metalowej tubce z zakrętką. Zakrętka jest bardzo nieporęczna. Tubka jest dość miękka, także myślę, że wycisnę z niej preparat do ostatniej kropli. Jak maska sprawdza się u mnie? Otóż jestem z jej działania bardzo, bardzo zadowolona. Po jej zastosowaniu moje skłonne do puszenia się włosy są gładkie, miękkie, nawilżone, mięsiste i lśniące. Odniosłam też wrażenie, że maska wydłuża świeżość mojej czupryny z dwóch do trzech dni. Producent zaleca wmasować maskę w lekko wilgotne włosy, pozostawić na 10-15 minut. Następnie dokładnie spłukać preparat, po czym umyć włosy szamponem. Dokładnie w taki sposób stosuję ten specyfik i jestem pod dużym wrażeniem tego, co robi z moją czupryną. Zaznaczę też, że stosuję maskę w towarzystwie drogeryjnego szamponu z SLS. Ogromne brawa należą się masce za świetny, naturalny w 98% skład, który w 67,8% stanowią wody roślinne.
Maskę można nabyć w sklepach stacjonarnych oraz w sklepie internetowym Phenomé w cenie regularnej 96 zł. Dość wysoką cenę rekompensuje jednak znakomita wydajność maski. Warto również polować na promocje, o które w sklepach Phenomé łatwo.
Znacie produkty Phenomé do włosów? Ja tymczasem skieruję swe kroki w stronę łazienki, celem przeprowadzenia niedzielnego rytuału pielęgnacyjnego :)
 
 
INCI: Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Water**, Aloe Barbadensis Leaf Water**, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Fruit Water**, Camellia Sinensis Leaf Water**, Cetearyl Alcohol**, Brassicamidopropyl Dimethylamine**, Betaine*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Cetyl Alcohol**, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Cyperus Esculentus Root Oil*, Hydrolyzed Oats*, Lycium Barbarum Fruit Extract*, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract*, Equisetum Arvense (Horsetail) Leaf Extract*, Glycerin**, Aqua**, Hydrolyzed Wheat Protein**, Mel**, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Shorea Stenoptera Seed Butter*, Mauritia Flexuosa (Buriti) Fruit Oil**, Lactic Acid**, Citrus Grandis (Grapefruit) Peel Oil***, Niacinamide, Calcium Pantothenate, Sodium Ascorbyl Phosphate, Tocopheryl Acetate, Pyridoxine HCI, Maltodextrin**, Silica**, Sodium Starch Octenylsuccinate**, Parfum**, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Limonene***, Citral***, Linalool***

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdanie! Alverde i p2

Dziś chciałabym Was zaprosić do wzięcia udziału w rozdaniu :) Wczoraj miałam urodziny, otrzymałam kilka prezentów, o czym niebawem, a dziś postanowiłam obdarować jedną ze swoich czytelniczek/czytelników. Do zgarnięcia pielęgnacja Alverde: migdałowo-arganowy olejek do włosów, pomadki ochronne w wersji nagietkowej i waniliowo-mandarynkowej oraz dwa glittery p2 z aktualniej kolekcji: złoty 020 get gorgeous! i srebrny 050 end up glamorous!


Warunki udziału w konkursie są dwa. Po pierwsze należy być publicznym obserwatorem mojego bloga, a po drugie należy polubić fanpage bloga na facebooku: KLIK.
 
Dodatkowy punkt otrzymują moje gaduły, oczywiście jeśli zdecydują się wziąć udział w rozdaniu.
 

Konkurs potrwa do 25 stycznia 2014. do godziny 23:00, wyniki ogłoszę w ciągu 3 dni od dnia zakończenia rozdania. Zwycięzca zostanie wybrany w drodze losowania.

Formularz zgłoszenia
Obserwuję jako: ...
Lubię na FB jako: ... (imię i pierwsza litera nazwiska bądź nick)
Jestem gadułą: TAK/NIE
Mój e-mail: ...
 
REGULAMIN KONKURSU
1. Konkurs organizowany jest za pośrednictwem bloga cosmeticinfinity.blogspot.com na zasadach określonych niniejszym regulaminem i zgodnie z powszechnie obowiązującymi przepisami prawa.
2. Nagrodę stanowi jeden zestaw kosmetyków Alverde i p2 widoczny na zdjęciu powyżej. Sponsorem nagrody jest autorka bloga cosmeticinfinity.blogspot.com. Nagroda nie podlega zamianie na inną, ani zamianie na ekwiwalent pieniężny.
3. Uczestnicy mają za zadanie pozostawić w komentarzu pod niniejszą notką adres email, być publicznym obserwatorem bloga cosmeticinfinity.blogspot.com oraz polubić fanpage bloga na facebooku.
4. Zamieszczając komentarz, autor tym samym przyjmuje warunki Regulaminu i wyraża zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych zgodnie z ustawą o Ochronie danych osobowych ( Dz.U.Nr.133 pozycja 883).
5. Ostateczny termin zamieszczania komentarzy upływa z dniem 25 stycznia 2014 r., godz. 23.00.
6. Spośród wszystkich udzielonych odpowiedzi wybiorę w drodze losowania jednego zwycięzcę. Wyniki zostaną ogłoszone w ciągu 3 dni od dnia zakończenia rozdana r. za pośrednictwem bloga, a nagroda zostanie wysłana pocztą za moim pośrednictwem w ciągu 7 dni kalendarzowych od otrzymania danych adresowych, na które czekam maksymalnie 3 dni od dnia ogłoszenia wyników.
7. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
8. Niniejszy Regulamin wchodzi w życie z dniem rozpoczęcia konkursu (18 stycznia 2014 r.) i obowiązuje do czasu jego zakończenia.

wtorek, 14 stycznia 2014

Peggy Sage Anti-cernes Twist

Kosmetyków kolorowych nie uświadczycie u mnie zbyt wielu. Bardziej stawiam na pielęgnację niż na makijaż, który występuje u mnie w wersji bardzo delikatnej. Używam płynnego, rozświetlajacego podkładu, pudru w kamieniu do wykończenia, różu i tuszu do rzęs, to wszystko. Jakiś czas temu za sprawą wygranej na facebookowym profilu Dezemki trafił do mnie korektor "w pędzelku" francuskiej marki Peggy Sage. Nie pozostało mi zatem nic innego tylko go wypróbować.
 

 
Korektor Anti-cernes Twist francuskiej marki Peggy Sage prezentuje się bardzo przyjemnie. Dzięki przezroczystemu opakowaniu widać ile produktu nam pozostało. Pędzelek aplikatora wykonany został ze sztucznego włosia, które ze względu na swój kształt pozwala precyzyjnie zaaplikować korektor na problematyczne miejsca. Włosie to nie wchłania kosmetyku i nie skleja się. W celu użycia korektora należy przekręcić go we wskazanym miejscu, zgodnie z kierunkiem określonym przez strzałkę, do momentu aż kosmetyk znajdzie się na pędzelku.  Produkt dzięki swojej jedwabiście miękkiej, silikonowej strukturze idealnie skoryguje drobne przebarwienia i niedoskonałości cery. Zawarty w nim olej z orzechów włoskich odżywia skórę, a drobno zmielona naturalna mica pozostawia ją wygładzoną, bez najmniejszych defektów. W udziale przypadła mi wersja w kolorze chair czyli jasny beż z delikatną domieszką różowego odcienia.
 
 
 
Używam korektora jedynie pod oczy celem rozświetlenia w dni kiedy zbyt krótko spałam czy po prostu moje cienie pod oczami są bardziej widoczne. To mój pierwszy produkt tego typu, także nie mam porównania, niemniej jednak korektor Peggy Sage bardzo mocno przypadł mi do gustu. Otóż bardzo przyjemnie rozprowadza się na delikatnej i cienkiej skórze pod oczami, ładnie się z nią stapia i nie wchodzi w załamania. Kolor chair jest dość jasny i posiada różowe tony, ale mimo to świetnie pasuje do mojej dość ciemnej karnacji. Podkreślenia również wymaga, że specyfik nie powoduje przesuszenia delikatnej skóry pod oczami i nie wywołuje podrażnień, co bardzo mnie cieszy. Jednym słowem bardzo się cieszę, że Dezemka podarowała mi ten specyfik. W zależności od miejsca można go kupić w cenie 30-45 zł.
Znacie produkty do makijażu marki Peggy Sage? Polecacie coś konkretnego?

czwartek, 9 stycznia 2014

Nuxe Balsam do ust Rêve de Miel

Nie tworzyłam na blogu listy ulubieńców 2013 roku, ale gdybym miała to zrobić to produkt, o którym dziś, z pewnością by się na takowej liście znalazł. Poznałam go jakoś na początku grudnia, także stosunkowo niedawno, ale poznałam go i polubiłam już na tyle, że mogę powiedzieć o nim co nie co.
 
 
Ten ultraodżywczy i naprawczy balsam do ust z miodem i olejkami roślinnymi przeznaczony jest do stosowania przesuszonych i popękanych ust. Zawiera wysoko skoncentrowane składniki naturalne (m.in. miód akacjowy, masło karite, oleje roślinne i wyciąg z grejpfruta), które sprawiają, że usta - nawet te najbardziej spierzchnięte - stają się delikatne, miękkie i doskonale gładkie. Skuteczność balsamu została przetestowana w ekstremalnie mroźnych warunkach w Kanadzie.
Balsam umieszczono w 15 g szklanym słoiczku z matowego szkła z zakrętką. Słoiczek znajdował się w papierowym kartoniku, na którym umieszczono niezbędne informacje o produkcie. Zapach balsamu jest taki miodowo-grejpfrutowy, przy czym aromat grejpfruta dominuje. Konsystencja jest dość ciężka, ale nietłusta, przypomina mi krystalizujący się miód. Balsam składa się w 80,2% ze składników pochodzenia naturalnego. Nie zawiera parabenów i jest niekomedogenny.
 
 
Moja opinia o balsamie francuskiej marki Nuxe z serii Rêve de Miel będzie krótka i treściwa. Otóż produkt świetnie rozprowadza się na ustach, okrywa je ochronną warstewką i pozostaje na nich dobrych kilka godzin, nawet gdy jemy czy pijemy. Delikatna skóra ust, przy regularnym stosowaniu, staje się miękka, gładka, odżywiona i nawilżona. Uwielbiam efekt jaki balsam tworzy na wargach. W ostatnim czasie z balsamu zaczął korzystać również L. Jest nim zachwycony tak samo jak ja. Preparat używam jedynie w domu, stoi na szafce nocnej przy łóżku. Używam go zazwyczaj rano i wieczorem.
Wiem już dziś, że to pierwsze, ale na pewno nie ostatnie opakowanie tego balsamu w naszych progach. Preparat został zakupiony w jednej z aptek internetowych za około 30 zł.
Znacie balsam do ust Nuxe? Polecacie inne produkty z serii Rêve de Miel?
 
 
Ostatnie zdjęcie zostało wykonane przed chwilą, w panujących już ciemnościach. Chciałam wstawić skład balsamu ze strony www producenta, ale niestety różni się on bardzo mocno, od tego, który widnieje na opakowaniu.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Korres Mleczko do ciała Japońska Róża

Jakiś czas temu kupiłam w Sephorze podczas promocji mleczko do ciała Korres w wersji róża japońska. Produkty naturalne greckiej marki Korres dopiero poznaję, w sumie to znam cudowną maskę oczyszczającą na bazie glinki z granatem, o której pisałam tutaj KLIK, i maskę rozświetlającą z dziką różą, o której niebawem na blogu napiszę coś więcej. Dziś zapraszam na recenzję mleczka, choć dla mnie to bardziej balsam a nawet masło niż mleczko.

 
Na opakowaniu znajdziemy informację, iż jest to mleczko o niespotykanie pudrowej konsystencji. Bogate w elementy śladowe dodaje witalności i dostarcza energię do komórek skóry. Połączenie prowitaminy B5, masła shea i oleju ze słodkich migdałów zwiększa zwartość skóry i długotrwale nawilża. Aktywny aloes, wyjątkowo bogaty w witaminy C i E oraz cynk i enzymy antyoksydacyjne, wzmacnia system odpornościowy skóry. 
 
 
 
Mleczko zamkniętej jest w 200 ml tubie z miękkiego plastiku. Produkt ma wydostać się z tuby przez mały otwór, ale niestety z uwagi na gęstość, mam z tym kłopot, szczególnie rano, gdy po prostu nie mam siły, aby mocno ścisnąć opakowanie. Otwór był zabezpieczony folią ochronną, także tutaj duży plus dla producenta. Przechodząc do zapachu balsamu to moim zdaniem jest świetny, czuję tutaj różę, ale nie taką z kwiaciarni czy taką w marmoladzie, ale dziką, podbitą pudrowymi nutami. Jak pachnie róża japońska nie wiem, ale być może to właśnie ten zapach. Aromat pozostaje na ciele kilka godzin. Konsystencja, tak jak już wspomniała, jest gęsta i dość zbita, ale za to wchłania się błyskawicznie. Co do samego działania to również jestem zadowolona - skóra po użyciu balsamu jest gładka, miękka, a przede wszystkim pozostaje długo nawilżona. Balsam stosuję czasem również na noc, co w moim przypadku nie zdarza się często, z uwagi na okoliczność, iż na noc stosuję cięższe i bardziej odżywcze masła. Jednak mleczko Korres swym działaniem dorównuje niejednemu masłu.
Balsam do ciała z różą japońską Korres nabyłam w Sephorze podczas promocji w cenie około 30 zł, cena regularna jest dużo wyższa.
Znacie produkty do pielęgnacji ciała marki Korres?
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
SZABLON BY: PANNA VEJJS.