niedziela, 27 kwietnia 2014

GoCranberry Intensywnie nawilżające serum przeciwzmarszczkowe na noc

Serum do twarzy weszło na stałe do mojej codziennej pielęgnacji kilka lat temu. Sięgnęłam po tę pozycję celem wzmocnienia działania kremu do twarzy. Moja sucha, co do zasady, skóra potrzebuje ciągłego nawilżenia na wysokim poziomie, taki stan nasilił się też w ostatnim czasie, stąd mój ruch w stronę serów. W ostatnim czasie sięgnęłam po propozycję polskiej marki GoCanberry. Jak sama nazwa wskazuje, kosmetyki z tej linii bazują w głównej mierze na ekstrakcie z owoców żurawiny. Zapraszam zatem na recenzję Intensywnie nawilżającego serum przeciwzmarszczkowego na noc.

Zgodnie z informacjami pochodzącymi od producenta Intensywnie nawilżające serum przeciwzmarszczkowe na noc GoCranberry przeznaczone jest dla każdego typu cery. Stosowane systematycznie doskonale pielęgnuje i chroni skórę pozostawiając ją nawilżoną, jędrną oraz pełną blasku. Serum zmniejsza przebarwienia skóry oraz spłyca zmarszczki chroniąc przed powstawaniem nowych. Doskonale nawilża, wygładza, zapobiega ponownej utracie wody oraz intensywnie regeneruje. Skóra pozostaje elastyczna i jędrna oraz pełna blasku.
Składniki aktywne:
  • witamina C - wysokiej jakości stabilna forma witaminy C odpowiedzialna jest za stymulowanie produkcji kolagenu; rozjaśnia przebarwienia dzięki hamowaniu wydzielania melaniny, wzmacnia funkcje obronne skóry, jest doskonałym przeciwutleniaczem oraz zapobiega utracie wody;
  • kolagen Colasurge - kolagen pochodzenia morskiego; użyty w serum kolagen posiada małą cząsteczkę zdolną do przenikania w wewnętrzne warstwy skóry, poprawia jędrność i elastyczność skóry, a także idealnie nawilża i wygładza;
  • hialuronian sodu - ma doskonałe właściwości łagodzące, skutecznie nawilża przesuszoną skórę ze skłonnościami do pierzchnięcia, nadmiernie wysuszoną, wygładza, poprawia elastyczność, ujędrnia; dobrze nawilżona warstwa rogowa naskórka staje się bardziej przepuszczalna dla substancji czynnych;
  • skwalan - bardzo istotny, naturalny składnik, decydujący o odpowiednim stanie skóry; to substancja aktywna będąca naturalnym składnikiem ochronnej warstwy skóry; zapewnia prawidłowe nawodnienie skóry, miękkość, elastyczność oraz chroni przed parowaniem wody z wnętrza skóry, dodatkowo wykazuje działanie ochronne przed inwazją bakterii i grzybów oraz przed działaniem promieniowania UV i innymi czynnikami środowiska (zanieczyszczenie powietrza, wiatr, klimatyzacja);
  • ekstrakt z owoców żurawiny - działa korzystnie na skórę, doskonale nawilża, działa liftingująco, spowalnia procesy starzenia się skóry, dostarcza naturalnych witamin i mikroelementów, wzmacnia odporność skóry;
  • witamina E - zwana witaminą młodości; neutralizuje wolne rodniki, odpowiedzialne za procesy starzenia się skóry, opóźniając powstawanie zmarszczek.


Serum otrzymujemy w białym opakowaniu typu airless o pojemności 30 ml. Szata graficzna jest prosta, czytelna i estetyczna. Pompka działa bez zastrzeżeń, dozując sporą porcję serum, którym pokrywam twarz, szyję i dekolt. Produkt należy zużyć w ciągu trzech miesięcy, licząc od dnia otwarcia, także trzeba się streszczać, tym bardziej, że serum jest przeznaczone do używania jedynie na noc. Kolor preparatu jest białawy, zapach dość intensywny, jabłkowo-żurawinowy, przyjemny, acz szybko ulatniający się. Konsystencja ma kremowo - żelową strukturę.


Serum bardzo przyjemnie rozprowadza się na skórze i szybko wchłania się do matu, mimo tego, że jest dość treściwa. Nałożona na serum warstwa kremu aplikuje się bez żadnych kłopotów. Preparat faktycznie delikatnie rozjaśnia delikatne przebarwienia, nawilża i zmiękcza cerę. Co do spłycania zmarszczek to nie wypowiem się w tym temacie, bo z większymi zmarszczkami się nie borykam, a dodatkowo w takie obietnice do końca nie wierzę :) W każdym bądź razie moja skóra, traktowana systematycznie tym serum stała się ładnie zregenerowana i wygładzona. Myślę też, że dla cer mieszanych czy tłustych serum załatwiłoby nawilżanie w całości i pozwoliłoby zrezygnować z konieczności nałożenia kremu.
Serum kupiłam w jednym z internetowych sklepów zielarskich za około 30 zł. Myślę, że taka cena w stosunku do sporej pojemności i przyjemnego składu prezentuje się całkiem, całkiem.
Znacie kosmetyki GoCranberry? Polecacie coś jeszcze z szeregów tej marki?
P.S. Aktualnie mam urlop, ładuję baterie i wypoczywam ile mogę, zatem kolejna notka może pojawić się dopiero po majówce, choć nie wykluczam, że naskrobię dla Was szybciej :)

środa, 23 kwietnia 2014

Caudalie Nawilżająca maseczka do twarzy

W przypadku mojej suchej cery nawilżanie to podstawa. Stawiam na nawilżający krem na dzień i cięższy, odżywczy krem na noc. Oczyszczam twarz olejkiem, zauważyłam, że taka forma demakijażu lepiej wpływa na stan mojej cery. Stosuję też peelingi, głównie enzymatyczne, aby rozjaśnić twarz i zapobiegać powstawaniu suchych skórek. W ślad za peelingiem podąża maska, czasem oczyszczająca, czasem nawilżająca. Dziś napiszę kilka słów o masce nawilżającej francuskiej marki Caudalie, która towarzyszy mi w ostatnim czasie. Do jej nabycia zachęciła mnie głównie Magda, z bloga Magda Na Wakacjach, która jest fanką kosmetyków tej marki :)
 
 
Producent charakteryzuje ten produkt jako kąpiel nawilżającą, która nadaje się do wszystkich rodzajów skóry. Nawilżający krem-maska ​​natychmiast łagodzi i nawilża. Przywraca komfort i pozostawia skórę miękką i gładką. Należy ją stosować dwa razy w tygodniu na twarz i okolice oczu, pozostawić na piętnaście minut, następnie usunąć nadmiar za pomocą bawełnianego wacika lub wodą. Głównym składnikiem aktywnym tej maski jest olej z pestek winogron.
 

Produkt umieszczono w tubce z miękkiego plastiku o pojemności 50 ml. Maskę należy zużyć w ciągu dziewięciu miesięcy, licząc od dnia otwarcia. Wygląd produktu bardzo przypadł mi do gustu - jest delikatnie, spokojnie, miło dla oka. Konsystencja iście kremowa, zapach cudo (!) - pachnie świeżo, delikatnie, winogronowo. Nałożona na twarz ładnie się wchłania. Maskę stosuję najczęściej dwa razy w tygodniu, czasem nakładam ją na noc pod oczy. Resztki maski zmywam wacikiem nasączonym tonikiem. Produkt świetnie nawilża cerę, czyni ją delikatnie jaśniejszą i miękką. Taki efekt utrzymuje się na skórze dwa, trzy dni. Maska uspokaja również zaczerwienienia. Produkt jest bardzo wydajny. Swą tubkę kupiłam w jednej z aptek internetowych za 40 zł, choć wydaje mi się, że kosztuje nieco więcej (50-60 zł). Mając jednak na uwadze świetne działanie i wydajność, warto ją nabyć :)
Mam ochotę na kolejne produkty marki Caudalie, m.in. krem do rąk, wodę winogronową czy maskę oczyszczającą. Polecacie coś jeszcze?


INCI:  AQUA (WATER), GLYCERIN*, ISONONYL ISONONANOATE, VITIS VINIFERA (GRAPE) SEED OIL*, SORBITAN STEARATE*, PEG-100 STEARATE*, GLYCERYL STEARATE*, CETETH-20*, HYDROXYETHYL ACRYLATE/SODIUM ACRYLOYLDIMETHYL TAURATE COPOLYMER, SQUALANE*, CETYL ALCOHOL*, CETYL PALMITATE*, DIMETHICONE, BUTYLENE GLYCOL*, CI 77891 (TITANIUM DIOXIDE), SODIUM DEHYDROACETATE, CAPRYLYL GLYCOL, POLYSORBATE 60*, PARFUM (FRAGRANCE), TOCOPHEROL*, CARBOMER, SODIUM PHYTATE*, SODIUM HYDROXIDE, SCUTELLARIA BAICALENSIS ROOT EXTRACT*, ACRYLATES/C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, SODIUM CARBOXYMETHYL BETA-GLUCAN, SODIUM HYALURONATE, HEXYL CINNAMAL, LINALOOL, LIMONENE, BENZYL BENZOATE, CITRONELLOL. (052/023)
* Plant origin

sobota, 19 kwietnia 2014

PAT&RUB Otulający scrub cukrowy do ciała

Peelingi do ciała stosuję regularnie dwa, czasem trzy razy w tygodniu. W tej kwestii lubię raczej porządne ścieranie niż delikatne masowanie. Doceniam te propozycje, które pozostawiają na skórze delikatny, ochronny filtr, co nie oznacza, że skreślam te, które takiej delikatnie tłustej warstewki nie tworzą. Jakiś czas temu, mając na uwadze świetne doświadczenia z peelingiem hipoalergicznym, KLIK, skusiłam się na kolejny peeling marki PAT&RUB w wersji otulającej.


Producent wskazuje, iż mamy do czynienia z cukrowym scrubem do ciała o ciepłym, naturalnym zapachu karmelu, wanilii i cytryny, który delikatnie złuszcza, ekspresowo nawilża i poprawia wygląd skóry. Kryształki cukru złuszczają martwy naskórek, a oleje i masła roślinne sprawiają, że skóra staje się nawilżona i odżywiona. Pięknie wygląda i pachnie. Po użyciu scrubu skóra nie potrzebuje już użycia balsamu, ani masła do ciała.
 
Kompozycja: 
  • kryształki cukru trzcinowego*– złuszczają martwy naskórek i wygładzają skórę,
  • oliwa i masło z oliwek* – wygładzają i koją, Masło shea* – nawilża i zmiękcza,
  • olej babassu* – uelastycznia, nawilża, jest naturalnym filtrem UV,
  • masło z awokado* – natłuszcza i regeneruje, chroni przed czynnikami zewnętrznymi, w tym promieniami słonecznymi,
  • masło kakaowe* – uelastycznia i koi podrażnienia,
  • wosk pszczeli* – uelastycznia i zmiękcza,
  • naturalna witamina E* – antyoksydant.
*surowce naturalne i z certyfikatem ekologicznym
 
Produkt otrzymujemy w miłym dla oka, plastikowym słoiku z zakrętką o pojemności 500 ml. Konsystencja jest zbita, zapach słodki, otulający jak sama nazwa wskazuje. Aromat jest świetny, bardzo przypadł mi do gustu.



Jakie są moje wrażenia w stosunku do tego peelingu? Otóż tak jak wspominałam na początku, spośród peelingów PAT&RUB znam jedynie wersję hipoalergiczną, którą bardzo polubiłam. Niestety peeling otulający jest całkiem inny. Mam wrażenie, że wzajemny stosunek maseł i olejów oraz cukru jest źle wyważony, przez co peeling słabo trzyma się ciała używany zarówno na sucho, jak i na mokro. Jak już uda mi się pokryć skórę scrubem to pojawia się kolejny problem - na ciele, po roztopieniu się cukru, pojawia się biała, klejąca maź, której nie da się spłukać wodą. Przy pierwszym użyciu pomyślałam, że po prostu użyłam zbyt dużo peelingu, więc przy kolejnym podejściu zmniejszyłam ilość, niestety efekt końcowy bez zmian. Postanowiłam jednak, że się nie poddam :) Przy następnym spotkaniu z peelingiem otulającym, po spłukaniu resztek cukru, osuszyłam delikatnie ciało ręcznikiem, tak aby nie usunąć białej warstwy, po czym pozwoliłam jej wchłonąć się w skórę. I to było dobre rozwiązanie, bowiem maź się wchłonęła, a skóra stała się nawilżona i odżywiona. Niemniej jednak przyznaję, że mój ostatni sposób wymaga chwili wolnego czasu, którym nie zawsze dysponuję, albo najnormalniej w świecie nie mam ochoty stać i czekać, aż wszystko się wchłonie. W takim wypadku, po użyciu scrubu, po prostu zmywam ciało żelem pod prysznic.
Muszę też wspomnieć, że zwróciłam się do PAT&RUB celem wymiany felernego peelingu. Oczywiście nie było żadnego problemu, sprawę załatwiliśmy szybko i bez kłopotu, jednak otrzymany w ramach reklamacji produkt ma identyczne właściwości jak pierwszy, co oznacza, iż po prostu taki urok peelingów w wersji otulającej. W zapasie mam scrub w wersji orzeźwiającej, ciekawa jestem co z niego za okaz...
Produkt można nabyć w sklepie internetowym PAT&RUB w cenie 89,00 zł, jak również w Sephorze. Z tego, co wiem aktualnie w sklepie internetowym trwa promocja -15%, która obejmuje wszystkie peelingi do ciała.
Znacie peelingi PAT&RUB? Którą wersję, prócz hipkowej oczywiście, polecacie? 
Korzystając również z okazji, chciałabym życzyć Wam drodzy czytelnicy, spokojnych Świąt w radosnej atmosferze wypoczynku i nicnierobienia :)

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Essie Bond With Whomever

Ostatnimi czasy pogoda nas nie rozpieszcza. Mimo to jednak porzuciłam już ciemniejsze barwy na paznokciach na rzecz tych weselszych, pastelowych. Dziś chciałabym pokazać Wam pastelowy właśnie, rozbielony fiolet, bardzo delikatny i eteryczny, który absolutnie nie jest krzykliwy, dzięki czemu sprawdza się u mnie na co dzień. Muszę się przyznać, że początkowo nie byłam do niego przekonana, bo z fioletami mi jakoś nie po drodze, jednak po nałożeniu na paznokcie zmieniłam zdanie. Dzisiejszy bohater posta to lakier marki Essie o nazwie Bond With Whomever. Egzemplarz ten pochodzi z kolekcji Madison Ave Hue. Lakier ładnie kryje przy dwóch warstwach, nie ma problemów z aplikacją. Swój mani tworzyłam po nocy, stąd lekkie krzywizny, wybaczcie ;) Zapraszam w takim razie do oglądania.
 






czwartek, 10 kwietnia 2014

OPI Vodka&Caviar

Czerwone lakiery do paznokci omijałam dotąd szerokim łukiem. Wydawały mi się być bardzo poważnymi, dostojnymi i na specjalną okazję. Niechęć to tej barwy emalii powodowała również okoliczność taka, iż nie znalazłam odcienia, który byłby stonowany, ale nie za ciemny, żywy, ale nie za jaskrawy, dobrze się aplikował i nie pozostawiał czerwonych skórek wokół płytki po zmyciu.  Co prawda mam w swoim zbiorze bodaj dwie buteleczki lakieru w tym kolorze, jednak stoją one nieużywane. Wszystko oczywiście do czasu :) Niejaka Magda, znana szerzej jako Megdil, znana lakierowa kusicielka i pomocna duszyczka (:*) poleciła mi ze swej strony idealną, według niej, czerwień - OPI Vodka&Caviar. Postanowiłam zatem nabyć tę buteleczkę. Jak się jednak okazało, lakier jest bardzo trudno dostępny, bowiem pochodzi z Russian Collection wypuszczonej przez OPI w 2007 r. Magda wskazała mi jednak sklep Victoria's Beauty, gdzie lakier był, a właściwie jest dostępny. Przesyłka leciała do mnie z USA, więc czekałam około trzech tygodni, ale opłacało się, oj tak :)
Co do samego lakieru to otrzymujemy piękną, kremową czerwień, nie za ostrą i nie za ciemną - dla mnie ideał :) Z jakością emalii również jest świetnie, na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć lakier w trzecim dniu noszenia. Krycie przy dwóch warstwach, aplikacja bardzo wygodna za sprawą szerokiego pędzelka, zatem czego chcieć więcej? Zdjęcia wykonywałam zarówno w pełnym słońcu, jak i w cieniu, celem jak najlepszego ukazania koloru.

 
 
 

 

 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Orientana Balsam do ciała w kostce Imbir i Trawa Cytrynowa

Kto czyta mojego bloga regularnie ten wie, że treściwych maseł do ciała używam namiętnie przez cały rok. Stosuję je wieczorem celem odżywienia i ukojenia mojej wrażliwej i suchej skóry. Natomiast tradycyjne balsamy do ciała towarzyszą mi zazwyczaj rano, oczekuję od nich szybkiego wchłaniania i nawilżenia skóry. Dziś o produkcie, który nie mieści się w obu wyżej wskazanych grupach - zapraszam na recenzję balsamu w kostce marki Orientana.

 
 
Producent wskazuje, iż mamy w tym przypadku do czynienia z naturalnym w 100% balsamem do ciała  w formie stałej, bez zawartości wody. Produkt został stworzony z masła kokum, masła kakaowego, wosku pszczelego, olejów i olejków roślinnych, w tym olejku z  imbiru i trawy cytrynowej. Wszystkie składniki są naturalne, tłoczone na zimno, nierafinowane, nie poddawane obróbce mechanicznej. Kostka topi się pod wpływem temperatury ciała. Producent zaleca stosować balsam najlepiej po kąpieli, gdy skóra jest rozgrzana i z łatwością chłonie balsam. Olejek imbirowy pomaga zwalczać cellulit. Poprawia ukrwienie skóry i jej metabolizm. Olejek z trawy cytrynowej działa detoksykująco i odświeżająco. Zapach balsamu wspaniale wpływa na  samopoczucie. 



Balsam w kostce otrzymujemy zapakowany w papierowy kartonik i dodatkowo owinięty w folię, którą należy usunąć przed pierwszym użyciem. Osobiście widziałabym tutaj inne rozwiązanie, bo z czasem papierowy kartonik niszczy się i przesiąka olejkami. Oczywiście na stronie producenta można nabyć metalowe pudełeczko do przechowywania balsamu, jednak przy jednorazowym spotkaniu z balsamem wydaje mi się to bezcelowe. Powracając jednak do tematu samego balsamu w kostce to jego stosowanie wymaga nieco uwagi i cierpliwości. Otóż najlepiej aplikować produkt na rozgrzane ciało zaraz po wyjściu spod prysznica/z kąpieli i osuszeniu ciała ręcznikiem, wtedy kostka przyjemnie sunie po skórze, pozostawiając na niej ochronny film, który utrzymuje się na skórze dobrych kilka godzin. Stosuję również czasem balsam w kostce rano, przed ubraniem się i co ważne, nie odnotowałam brudzenia ubrań. Przy regularnym stosowaniu, skóra staje się miękka, gładka, elastyczna, ujędrniona i dobrze nawilżona. Co do zapachu to czuję tutaj głównie trawę cytrynową, choć imbir również jest wyczuwalny. Aromat kostki jest dość intensywny, utrzymuje się na skórze do kilkunastu minut, co osobiście poczytuję na plus. Podsumowując, polubiłam takie innowacyjne rozwiązanie nawilżania skóry za porządne działanie i wydajność, która w moim przypadku wyniosła niecały miesiąc.
Balsam w kostce można nabyć w sklepie internetowym Orientana, sieci drogerii Hebe i innych sklepach, które mają produkty Orientana w ofercie KLIK. Cena oscyluje wokół kwoty 30,00 zł za 60 g balsamu.
Znacie balsamy w kostce od Orientany? Polecacie inne produkty tej marki?
 

czwartek, 3 kwietnia 2014

PAT&RUB Morska sól do kąpieli z kozim mlekiem

Przyznam szczerze, że biorę kąpiel niezwykle rzadko. Bardziej odpowiada mi szybki, orzeźwiający prysznic. Niemniej jednak ostatnimi czasy, za sprawą kąpielowych umilaczy, staram się wygospodarować trochę więcej czasu na wieczorną toaletę i z przyjemnością zanurzam się w wannie pełnej ciepłej wody z dodatkami. Dziś opowiem Wam o jednym z takich kąpielowych umilaczy. Mianowicie mowa będzie o nowości, która ostatnimi czasy zasiliła szeregi marki PAT&RUB - zapraszam na kilka słów o Morskiej soli do kąpieli z kozim mlekiem, która pachnie wanilią, pomarańczą i pieprzem.

 
Zgodnie z informacją na opakowaniu Sól morska z kozim mlekiem przeznaczona jest do kąpieli pielęgnacyjnej i aromaterapeutycznej. Sól z Morza Śródziemnego zawiera bogactwo minerałów morskich działających oczyszczająco, wygładzająco i odżywczo. Dotlenia i pobudza krążenie w komórkach. Zawarte w kozim mleku kazeina, kwas mlekowy i proteiny nawilżają i ujędrniają skórę. Kozie mleko ma działanie regenerujące i łagodzące podrażnienia. Naturalne olejki eteryczne z pomarańczy i pieprzu działają uspokajająco i antydepresyjnie oraz pomagają przy bólach mięśni i reumatyzmie.



Sól, a właściwie solny puder, umieszczono w wygodnym opakowaniu z przezroczystego plastiku z zakrętką. Słoik okala biała etykieta, na której nadrukowano informacje o produkcie. Po otwarciu opakowania, uwalnia się z niego delikatny aromat pomarańczy z wanilią, pieprz praktycznie jest niewyczuwalny. Moja kąpiel odbywa się w wannie napełnionej wodą maksymalnie do połowy, więc nie stosuję się w tym przypadku do zalecenia z etykiety, zgodnie z którym do napełnionej wodą wanny należy wsypać około 1/3 opakowania soli, bowiem wsypuję garść solnego pudru i szybko wskakuję do tak przygotowanej kąpieli :) Podczas tak przygotowanego domowego SPA czas płynie powoli i leniwie, a wszystko to w bardzo przyjemnym, relaksującym acz bardzo subtelnym aromacie pomarańczy i wanilii. Muszę też wspomnieć, że dotychczas nie zażywałam kąpieli w towarzystwie drogeryjnych soli, z uwagi na wrażliwą i suchą skórę mojego ciała. W przypadku Morskiej soli z kozim mlekiem od PAT&RUB jest całkiem inaczej. Otóż nie spłukuję ciała wodą po takiej kąpieli, a po prostu osuszam się jedynie ręcznikiem. Skóra jest przyjemnie gładka, miękka, a nawet delikatnie nawilżona, choć ja i tak zawsze nakładam w kolejnym kroku treściwe masło. Preparat nie wywołuje u mnie podrażnień czy przesuszeń. Mówiąc ogólnie, bardzo polubiłam kąpiele w towarzystwie Morskiej soli z kozim mlekiem, serwuję je sobie szczególnie po ciężkim dniu dla odprężenia czy w niedzielę wieczorem dla dobrego zakończenia weekendu :)
Za 500 g soli trzeba zapłacić w sklepie internetowym PAT&RUB 45,00 zł, przy czym podkreślam, że warto polować na okresowe promocje czy gazetowe akcje rabatowe. Do wyboru mamy również Musujący puder do kąpieli z kozim mlekiem o zapachu lawendy i cynamonu oraz Puder do kąpieli z czerwoną glinką, który pachnie różą i rozmarynem.
Znacie te kąpieloumilacze od PAT&RUB? Może polecacie inne tego typu produkty?
 

wtorek, 1 kwietnia 2014

Nówelaski z likwidacji Marionnaud

Dziś szybki post prezentujący moje ostatnie, głównie zapachowe nabytki. Zakupy były nieplanowane, a doszły do skutku z powodu likwidacji Marionnaud i związanej z tym zdarzeniem 70% zniżki, która można było uzyskać przy zakupie minimum siedmiu produktów. Zaopatrzyłam się głownie z zapachy. Wybór był już niestety ograniczony, ale zawsze coś tam się wynajdzie, prawda? ;) Skusiłam się też na trzy produkty od John Masters Organics, maskę Beauty Flash Balm z Clarins, na którą miałam ochotę od dawna, sławny Betty-Lou Manizer i trzy bliżej nieznane balsamy do ust.
 

Zapachy na które się zdecydowałam to Marc Jacobs Daisy (20 ml EDT), Marc Jacobs Dot (50 ml EDP), Gucci Flora by Gucci Glamurous Magnolia (30 ml EDT), Gucci Flora by Gucci Glorious Mandarin (30 ml EDT), Diesel Loverdose (75 ml EDT) i DKNY Be Delicious Fresh Blossom (30 ml EDP).

 
Z szeregów John Masters Organics wybrałam różano-aloesową mgiełkę nawilżająco-tonizującą, odżywczy olejek do twarzy z granatem i pomadę do włosów. Błyskawiczną maseczkę upiększającą Clarins wyszperam na półce i wrzuciłam do koszyka z wielką radością. Betty-Lou Manizer kupiłam z lekką niepewnością, czy aby nada się do mojej karnacji i nie będzie zbyt ciemna. Po pierwszych testach już wiem, że nie jest tak źle :) Nieznany mi wcześniej aloesowy balsam do ust SYX już wypróbowałam - jest całkiem, całkiem, czego niestety nie mogę powiedzieć o wersji różanej Berkeley Square Cosmetics Company. Może wersja figa i wiśnia okaże się bardziej do rzeczy :)
Ceny zapachów czy pozostałych produktów były bardzo zachęcające i o niebo niższe, nawet niż te w popularnych sklepach internetowych, także z jednej strony żałuję, że Marionnaud zniknęło z Polski, ale z drugiej okazja do zakupów była przednia.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
SZABLON BY: PANNA VEJJS.