środa, 7 czerwca 2017

Ulubieńcy kwietnia i maja

Osobny post z ulubieńcami kwietnia nie pojawił się na blogu, ponieważ nie chciałam na siłę tworzyć listy ulubionych produktów. No, może pod koniec kwietnia coś się objawiło, ale nie chciałam już kombinować. W każdym bądź razie dziś przychodzę do Ciebie z pięcioma produktami, które świetnie się u mnie sprawdzają, więc z chęcią o nich opowiem.



Jeszcze wczesną wiosną nabyłam ówczesną nowość w szeregach marki Organique czyli balsam z masłem shea w wersji Czarna Orchidea (100 ml/37,90 zł). Mimo, że te balsamy są bardzo popularne, do wyboru jest jest wiele wersji zapachowych, to jakoś nie miałam z nimi wcześniej do czynienia. w każdym bądź razie aromat Czarna Orchidea spodobał mi się niesamowicie. Jest bardzo głęboki, sensualny, odurzający niczym wieczorowe perfumy, ale na skórze łagodnieje i traci na mocy, co według mnie jest jest uzasadnione, bo inaczej ciężko byłoby zasnąć. Zapach zapachem, ale działanie to jest dopiero genialna sprawa! Balsam natychmiastowo nawilża i odżywia, poprawia jędrność i elastyczność skóry i wzmacnia jej barierę lipidową. Skóra po nałożeniu balsamu staje się miękka, gładka i aksamitna w dotyku. Balsam zawiera ponad 55% czystego masła shea i trzy rodzaje naturalnych olejów: z awokado, sojowego i pestek winogron. Masło shea dostarcza skórze witamin i substancji odżywczych. Dzięki nim skóra staje się delikatniejsza, gładsza i co najważniejsze – zdrowsza. Oleje dodatkowo odżywiają i wzmacniają skórę  Dodatek wosku pszczelego tworzy na skórze warstwę ochronną, która przeciwdziała wysuszaniu oraz sprawia, że skóra staje się elastyczna. Mój słoik to opakowanie uniwersalne, które otrzymujemy przy zakupie balsamu na wagę, bo jest i taka opcja. Balsam ma konsystencję bardzo gęstego masła, które w kontakcie ze skórą zamienia się w olejek, który natychmiast się wchłania i pozostawia na ciele otulającą, nietłustą warstewkę. Polecam bardzo i mam ochotę na inne warianty zapachowe!


Dziś w ulubieńcach rządzi Organique, bo kolejnym produktem jaki ostatnio używam z wielką ochotą i przyjemnością jest Intensywnie regenerująca maska do stóp (100 ml/39,90 zł). Sezon na odkryte stopy uważam za otwarty, zatem porządny krem do ich pielęgnacji to aktualnie podstawa. Regenerująca maska do stóp zapewnia specjalistyczną pielęgnację wrażliwej, narażonej na przesuszenie i nadmierne rogowacenie skóry. Zmiękcza, nawilża i reguluje proces złuszczania naskórka. Kwasy owocowe bardzo delikatnie złuszczają i regulują proces rogowacenia naskórka, mocznik zmiękcza i poprawia nawilżenie. Masło shea regeneruje i odżywia oraz odbudowuje barierę lipidową skóry, naturalne glinki łagodnie oczyszczają, działają  łagodząco. Ekstrakt z szałwii odświeża i reguluje potliwość stóp, a witamina E zapobiega procesom starzenia się skóry. Z nazwy preparat jest maską, ale można go stosować także jako codzienny krem do stóp i tak właśnie jest u mnie. W takiej roli produkt spisuje się genialnie. Stosuję go codziennie wieczorem od jakiś trzech miesięcy i efekty są naprawdę świetne! Skóra stóp jest mocno nawilżona, gładka i wypielęgnowana. Rogowacenie jest minimalne. Krem szybko się wchłania, nie pozostawia na stopach tłustej warstwy i bardzo ładnie pachnie - świeżo, trochę kremowo, z męską nutą. Do tego szybko się wchłania i ma dość lekką konsystencję. Ten produkt to moje tegoroczne odkrycie w kwestii pielęgnacji stóp!


Na początku maja mój poprzedni scrub do ciała dobił dna, więc w końcu postanowiłam zmierzyć się z legendą i wypróbować słynny Odżywczy peeling cukrowy Ministerstwa Dobrego Mydła (250 ml/38 zł). Po kilkukrotnym użyciu tego produktu mam mieszane uczucia, ale mimo wszystko peeling znalazł się w ulubieńcach! Dlaczego? Już wszystko wyjaśniam. Zacznijmy od wad. Otóż w mojej opinii peeling zbyt słabo trzyma się skóry, co powoduje, że spora ilość tego dobra ląduje na dnie wanny. Po drugie  drobinki cukru dość szybko się rozpuszczają, wobec czego zbyt długo się nie pomasujemy. Zdaję sobie sprawę, że to jest kwestia bardzo subiektywna, niemniej w porównaniu do tego typu produktów peeling MDM szybko się "rozpuszcza". Teraz czas na zalety. Po pierwsze ZAPACH! Nie znam drugiego tak cudnie pachnącego scrubu! Ta głębia aromatu, to ciepło i miękkość zapachu są nie do podrobienia. Zapach jest tak apetyczny, że nie da się nie oblizać palca! :) Drugą ogromną zaletą peelingu MDM jest fakt, iż po spłukaniu ciała wodą, na skórze pozostaje otulająca warstewka olejków, absolutnie nietłusta, bardziej taka aksamitna. Delikatne osuszenie ciała ręcznikiem pozwala na pominięcie aplikacji balsamu/masła. Ta warstewka ma do siebie również to, że łagodzi wszelkie podrażnienia czy przesuszenia. Zatem suma summarum peeling jest naprawdę fajny, choć gdyby jeszcze udało się poprawić te wady to byłby to mój ulubiony peeling. Na koniec jeszcze słówko na temat składników tego cuda. Aromatyczny olej z pestek śliwki głęboko nawilża i regeneruje, olej ze słodkich migdałów wygładza, olej wyciśnięty z pestek winogron zmiękcza a olej z awokado zabezpiecza skórę przed utratą wody. Masło shea i kakaowe dodatkowo natłuszczają naskórek, wosk pszczeli ochrania go przed czynnikami zewnętrznymi. Skwalan z oliwek odbudowuje płaszcz lipidowy dbając o skórę suchą i wrażliwą. Znasz peeling MDM? CO o nim myślisz?



Dotychczas produkty Sylveco specjalnie nie porwały mojego serca. Pozytywnie wyróżniała się jedynie pomadka z peelingiem. Niemniej jakiś czas temu, po lekturze wielu pochlebnych recenzji, postanowiłam wypróbować do wieczornego oczyszczania Tymiankowy żel do twarzy (150 ml/ ok. 16 zł). Od tego typu produktów wymagam, aby nie przesuszały cery, nie podrażniały i przyjemnie oczyszczały twarz z resztek makijażu. Ten żel przekonał mnie do siebie już po pierwszym użyciu. Jest ultra delikatny, ma kremową konsystencję i świetnie oczyszcza bez podrażnień czyli wszystko tak, jak lubię! Wrażliwe nosy ostrzegam przed zapachem - jest tu mocno tymiankowo. Z czasem jednak mój nos się przyzwyczaił i aktualnie praktycznie nie czuję tego aromatu. Brawo Sylveco!


Na koniec coś do makijażu czyli Clarins Instant Light Natural Lip Balm Perfector (1,8 g/79 zł). To bardzo przyjemny, lekki balsam w sztyfcie. Mój kolor to 03 my pink, który ładnie podbija naturalny kolor warg. Nawilża, spulchnia i rozświetla usta, nadając im subtelny, naturalny kolor i blask. Wargi pozostają przyjemnie otulone i wypielęgnowane, bez klejenia. Tego typu produkty używam nałogowo, więc w przyszłości spróbuję zapewne innych kolorów. Lubię go nieco mniej niż olejek do ust Instant Light Lip Comfort Oil, co nie oznacza, że jest zły. Fanki stałych formuł i nienachalnie podkreślonych ust będą zadowolone.



Znasz moich ulubieńców? Coś szczególnie Cię zainteresowało? Daj znać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
SZABLON BY: PANNA VEJJS.